sobota, 12 września 2015

Rozdział 17

                               "Ty nie możesz pić"


-To, co usłyszałeś. Ona Ci miesza w głowie. I jak, Ty masz zamiar, być ze mną, przy dziecku, i jeszcze Martina? A może, Ona się do Nas, niedługo wprowadzi coo? 
-Ooooo nie!-krzyknął blondyn-tego, jest już za dużo. Każesz mi wybierać okej. Wybieram Was, ale nie mów, że mam Ciebie i dziecko gdzieś. 
-Ja, tak nie powiedziałam, tylko niedługo, jak będę miała duży brzuch, zaczniesz, co chwila latać do Martiny.
****
Po ostrej wymianie zdań z Marco,  z powrotem wróciłam do pokoju, położyłam się i próbowałam dalej zasnąć, nawet nie wiem kiedy udało mi się o wszystkim zapomnieć, i udać się do krainy Morfeusza. 

Marco:
Ja wiem, że trochę zawiodłem Wiktorię, miały to myć nasze najlepsze wakacje, a co jest? Jedne wielkie bagno, oczywiście, że niektóre chwile z Nią cieszą mnie, no ale są i też te słabe. 
Gdy zauważyłeś, że Wikii zasnęła, zacząłem analizować wszystkie dobre, i słabe strony naszego pobytu w Dubaju. Najpierw zabawne chwile w samolocie w roli głównej z Lewym, później spotkaliśmy Martinę, następnie dowiedziałem się, że zostanę tatą, kłótnia z Wiktorią, poważna rozmowa z Robertem, znowu spotkanie z Martiną, i bardzo poważna kłótnia z moją myszką. A może jest coś na rzeczy, i muszę sobie przemyśleć niektóre sprawy. No, jednak chyba tak. 
Spojrzałem na zegarek, i okazało się, że jest już prawie północ, coś długo rozmyślałem. No nic trzeba, położyć się już, aby jutro być gotowy, do zabawy, mam nadzieję, że Wiki nie odpuści zabawy sylwestrowej. 

Wiktoria:
Obudził mnie zapach kawy, przekręciłam się na drugą stronę, otworzyłam oczy trochę się zdziwiłam, gdy ujrzałam puste miejsce, na którym powinien leżeć blondyn. Czyżby się obraził o wczorajszą wymianę zdań, i czy w ogóle spał? 
Postanowiłam, wstać i poszukać blondyna, gdy niechcący strąciłam pilota od telewizora, który leżał na szafce, Marco od razu pojawił się w pokoju.
-Co się stało?
-Yyyyyyyyy.... nic, tylko pilot spadł, gdzie byłeś?
-Na balkonie-zauważyłam, że trzyma w ręce kawę, której zapach mnie obudził.
-Oooo kawa!-uśmiechnęłam się
-Ty nie możesz pić.
-Marco, łyczka
-Nie.
-No proszę, Cię małego takiego tyci, tyci łyczka, no prooooszę.
-Nie! To może zaszkodzić dziecku. 
Odwróciłam się na pięcie, i udałam się do łazienki. 
-Obraziłaś się?-usłyszałam, zza drzwi
-Nie, no wcale, tylko chcę się w spokoju doprowadzić do porządku. 
-Okej-westchnął, jak wyjdziesz z łazienki, to porozmawiamy-usłyszałam jak oddala się z pod drzwi.
Jeju, czy On musi mnie tak bardzo pilnować? Przecież od małego łyka kawy, maleństwu nic się nie stanie. 
Postanowiłam, potrzymać Marco w napięciu, baaardzo dokładną kąpiel wzięłam, umyłam włosy, i posmarowałam balsamem swoje ciało. Po około dobrych 40 minutach wyszłam z łazienki, Reusa nie było w pokoju, pewnie poszedł do Lewego-pomyślałam. 
-Wiki, ja...
-Nie Marco-przerwałam mu- posłuchaj-wzięłam głęboki wdech-dzisiaj jest sylwester prawda?
-No, tak-On jeszcze nie wiedział o co mi chodzi
-No, i dzisiaj nie chcę już sobie psuć humoru żadną Martiną, czy kimkolwiek zrozumiałeś? I nie chcę się już kłócić.
-Okeeeeeejjjj rozumiem, czyli co teraz idziemy razem na śniadanie, a później...
-A później, tam gdzie nie będzie Pani gwiazdy.
-No, dobra to chodz-złapaliśmy się za ręce i wyszliśmy z pokoju, udając się na śniadanie. 
-Oooo widzę, że Nasze gołąbeczki pogodzone.\
-Tak Roberciku dobrze widzisz-zaśmiałam się-ale wiesz co?
-Niee??? 
-Postanowiłam nie przejmować się tą paniusią, i zapomnieć o Niej, jak na razie-powiedziałam w Naszym ojczystym języku
-I bardzo dobrze kochana-Ania mnie przytuliła-nie denerwuj się, bo to może zaszkodzić, tej małej istotce-wyszeptała mi na ucho
-Wiem Aniu, wiem już wczoraj chyba coś wyczuła, bo słabo się czułam
-No, i teraz możemy się bawić-krzyknął Lewy
-Ekhh ja też tutaj jestem, czy możecie zmienić język na niemiecki?-och blondyn się bulwersuje 
-Tak, tak zaraz
-Wiki proszę Cię ja nic nie rozumiem
No i cóż musieliśmy przestawić się na niemiecki. Po dość obfitym śniadaniu, udaliśmy się wszyscy na basen.

4 godziny później:

Aktualnie jest godzina 18, a o 20 zaczyna się impreza, na której mamy się dziś bawić,    oczywiście pan Reus, leży sobie i w najlepsze śmieje się ze mnie, że nie mogę się do końca ogarnąć. 
-Marcoo-wymruczałam podchodząc do niego.
-Tak?
-Zapniesz mi sukienkę? Ploooszę!!
-Ok, chodz tutaj.

Równo o godzinie 20 stawiliśmy się na sali bankietowej, i razem z Lewymi, zaczęliśmy świętować sylwestra. 
Marco, nic nie wypił, ojjj coś dziwnego, no ale podobno chcę mnie pilnować. I niech tak zostanie. Cały czas tańczyłam albo z moim blondynem, albo z Robertem, a czasami razem z Anią opanowałyśmy parkiet. 
Chwilę przed północą wyszliśmy na taras widokowy powitać nowy rok, i odliczaliśmy. 
Marco przyciągnął mnie gdy zaczęliśmy odliczać, złączył nasze usta, w pocałunku i dopiero "odkleiliśmy" się od siebie, gdy wybiła równa północ, i powitaliśmy Nowy rok.
-Wszystkiego najlepszego kochanie-wymruczał mi na ucho
-Wszystkiego najlepszego misiu
Mam nadzieję, że te rok będzie lepszy od poprzedniego, w końcu zaczynamy od zera. 
**********************
PRZEPRASZAM!!!!!!!!!!!!!!!!
Przepraszam za to coś powyżej, kochani ja ten rozdział męczyłam dwa tygodnie
a) brak czasu
b) brak weny
Myślę nad zawieszeniem na jakiś czas bloga, a po drugie chyba nikt tego nie czytam.
 Kochani jeżeli moglibyście, po przeczytaniu tego rozdziału zostawić po sobie ślad w postaci komentarza, byłabym wdzięczna. 
Pozdrawiam :*