"Musiałem jakoś zbajerować tę recepcjonistkę." +Proszę przeczytajcie notkę pod rozdziałem
-Wszystkiego najlepszego kochanie-wymruczał mi na ucho
-Wszystkiego najlepszego misiu
Mam nadzieję, że te rok będzie lepszy od poprzedniego, w końcu zaczynamy od zera.
********
Po tym, gdy powitaliśmy Nowy rok, z powrotem wróciliśmy na salę. Wspominałam już, że Marco nie nie pił? No to teraz się zmieniło, zdążyliśmy zająć swoje dotychczasowe miejsca, a On już zaczął swoją" rundkę", ja nie miałabym nic przeciwko, że chce troszeczkę sobie popić, no ale bez przesady. Już około drugiej w nocy był tak rozkojarzony, że nawet nie wiem, gdzie poszedł. Postanowiłam iść go poszukać.
-Ooo Robert nie widziałeś Reusa?
-Nieee a co zaginął?
-No, tak jakby-ech idę dalej szukać
-Czekaj, czekaj, chodz z Nami usiądź, On się znajdzie.
-Ale...
-No chodz, Marco, nie jest już dzieckiem poradzi sobie, i wróci do Nas.
-Robert, tak myślisz? No nie wiem-zawahałam się
-Ja to wiem, chodz, no chodz.
Udałam się z Lewym do Naszego wspólnego stolika, tam była już Ania, i obydwoje próbowali mnie zagadać, żebym tylko nie myślała o blondynie, gdzie się podział.
-Ja, Was przepraszam, ale chyba powinnam iść poszukać Marco, bo naprawdę nie wiem, gdzie jest, i jeszcze w takim stanie.
-Wiki, echhh dobra chodz zadzwonię do niego, i się zapytam gdzie jest, Ty nie możesz się tak o niego martwić.
Przystałam na propozycję Roberta, i czekałam kiedy w końcu dodzwoni się do blondyna.
Halo Marco? Gdzie Ty jesteś?
Tylko tyle usłyszałam, zrobiło mi się ciemno przed oczami, a później usłyszałam jeszcze krzyk Ani. I nic więcej nie pamiętam.
Robert:
Gdy tylko zadzwoniłem do Reusa, zapytałem się gdzie jest, i usłyszałem krzyk Ani.
-Kochanie co się sta.........
Zobaczyłem, jak Wiki leży na podłodze-Marco, do jasnej cholery, gdzie ty jesteś Wiktoria właśnie zemdlała, szybko.
Rozłączyłem się i od razu wezwałem karetkę.
-Ej Wiki, obudz się, słyszysz-potrząsałem nią
Do jasnej cholery, otwórz oczy, słyszysz? Czemu to wszystko was spotyka,ej młoda, no obudz się! Wiki! Nie strasz nas.
-Gdzie ona jest?-do sali wpadł Marco. Skarbie otwórz oczy słyszysz. Do cholery jasnej, dzwonie po karetkę.
30 MINUT PÓŹNIEJ:
Marco:
Właśnie zabrali Wiktorię do szpitala, nic mi nie powiedzieli, no zajefajnie zaczął się nasz nowy rok, kurde. I to wszystko przeze mnie.
-Marco słyszysz mnie?-potrząsną mną Lewy
-Taaa, jasne,
-Ubieraj się i lecimy do szpitala, no szybko.
W drodze do szpitala, byłem w innym świecie, cały czas powtarzałem sobie, że z Wiktorią wszystko musi być dobrze.
-Kurde Lewy, dlaczego te wszystkie problemy spotykają nas? No wytłumacz mi, bo ja tego nie rozumiem!
-Marco, spokojnie, zaraz będziemy na miejscu, i wszystkiego się dowiemy. Proszę Cię uspokój się, nerwami nic nie pomożesz, rozumiesz?
-Rozumiem, ale.... no kurde dlaczego co???
-Ja ci na te pytanie, nie odpowiem, musisz sam, pomyśleć
Właśnie podjechaliśmy pod szpital, wyskoczyłem z samochodu, szybciej niż myślałem. Wpadłem do recepcji, i od razu zapytałem o moją dziewczynę.
-Dobry wieczór, przywieziono tutaj moją dziewczynę Wiktorię Piesze, w której sali jest?
-Ale Pan jest kimś z rodziny?
-No mówię cholera jasna, że chłopakiem!
-Przykro, mi nie udzielę Panu takiej informacji, nie jest pan z rodziny.
-Zaraz mnie tu coś, strzeli, jestem jej chłopakiem, i mam prawo widzieć co z nią jest!!
-Ile razy mam panu powtarzać, że tylko rodzinie udzielamy informacji, i niech Pan na mnie nie krzyczy, bo wezwę ochronę.
-Ale..
-Marco spokojnie-zjawił się koło mnie Lewy-Proszę Pani, ja jestem bratem Wiktorii, w której sali leży.
-Na pewno Pan jest bratem?
-Tak, jestem bratem.
-Dobrze, więc Pani Wiktoria, leży w sali nr. 301, drugie piętro.
-Dziękujemy bardzo.
W drodze na drugie piętro musiałem coś się spytać.
-Lewy..a...a a ty i Wiki, naprawdę jesteście rodzeństwem??
-Co? HAHA! Nie no co ty, musiałem chyba jakoś zbajerować tę recepcjonistkę, bo tak to bym nam nic nie powiedziała. A teraz rusz się i leć do Wikii.
Posłuchałem Roberta, i wszedłem do sali, w której leżała Wiktoria.
-Kochanie, co Ci jest?-zapytałem siadając na skraju, tego prymitywnego szpitalnego łóżka.
-Marco, ja, ja się boję.
-Ale czego, ej, proszę Cię nie płacz.
-Bo lekarz powiedział, że , bo..ja.-znowu się rozpłakała.
-Ej... Cii spokojnie,-złapałem ją za rękę-spokojnie, powiedz mi.
-Bo lekarz, powiedział, że-spojrzała na mnie, i zacisnęła mocniej moją rękę-bo powiedział, że mogę...że ja.
-Ciiii, już spokojnie-wtuliłem się w nią.
-Bo lekarz powiedział, że ja mogę stracić, tą kruszynkę, co noszę pod sercem, bo za bardzo się denerwuje.
***************************************
PRZEPRASZAM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Rozdział pojawił się po miesiącu z kawałkiem, PRZEPRASZAM. Ale na to zjawisko miało wiele wpływów szkoła, swoje problemy, i brak weny (przyznaję się bez winy), otwierałam Worda, i nic pustka w głowie, nie wiedziałam, co napisać, albo pisałam jedno zdanie i koniec. Mam nadzieję, że wybaczycie mi, i nie zabijecie mnie (muszę jakiegoś bunkru sobie poszukać). Wiem, wiem, że Was wszystkich zawiodłam, sama siebie też zawiodłam, i jest mi cholernie przykro, że po takim czasie dopiero dodaje rozdział. Powiem, Wam, że rozdział 19, już się piszę, początek jest, dalej jakoś poleci (mam taką cichą nadzieję) ;) Przez ten miesiąc, zastanawiałam, się, czy nie zawiesić bloga, albo go usunąć, sama jeszcze decyzji, nie podjęłam, pod ostatnimi rozdziałami, jest strasznie mało komentarzy. Mam nadzieję, że taki po takim krótkim, i o niczym rozdziale, chociaż zostawicie, po sobie mały komentarz, nawet zwykłą kropkę, abym wiedziała, ile osób, czyta tego bloga, i czy mam go jeszcze dla kogo pisać, czy naprawdę zawiesić. Dobra koniec mojego zrzędzenia :), do zobaczenia. PRZEPRASZAM!!! P.S. Przepraszam za jakiekolwiek błędy. Pozdrawiam.